Styl życia

Jacy jesteśmy my, Polacy? Porywczy czy serdeczni, z ułańską fantazją a może już mocno zeuropeizowani? Najtrudniej jest opowiadać o sobie, ale dziś tekst o tym, co lubimy robić i jeść w kraju nad Wisłą. Jesteśmy społeczeństwem wielkich przemian, to nie ulega wątpliwości. Czasy PRL-u wielu kojarzą się dziś rzewnie i sentymentalnie, lubimy wspominać tamte czasy, choć zdecydowanie wygodniej się nam żyje w nowych, współczesnych realiach. Lubimy się bawić, ale coraz rzadziej są to wielkie prywatki urządzane w mieszkaniach – częściej wybieramy puby i restauracje. Wciąż cenimy kuchnie naszych babć, ale coraz częściej schabowego zastępujemy lżejszym mięsem lub… tofu. Zmienia się wiele, ale wciąż jest coś, po czym można poznać, że wylądowało się w Polsce. To nasza gościnność. „Gość w dom, Bóg w dom” wciąż nie traci na znaczeniu. Lubimy przyjmować gości, potrafimy dzielić się z innymi tym, co mamy. Czasy, w których dziś żyjemy, zmieniają się bardzo gwałtownie i w Polsce znajdziemy naprawdę wiele kontrastów i nowych obyczajów kulturowych, warto jednak pamiętać, że jesteśmy cenieni na świecie za otwartość i właśnie gościnność. Nasza kuchnia i tradycje są mocno zregionalizowane: są miejsca w naszym kraju, w których gwara jest tak silna, że nie każdy jest w stanie ją zrozumieć, a serwowane dania wprowadzają w osłupienie. I chodzi nie tylko o Śląsk czy Kaszuby, ale warto pojechać również na Podlasie czy w góry, by poczuć, co znaczą mieszanka kultur i prawdziwe, wielowiekowe tradycje. Polska kuchnia zawdzięcza bardzo wiele tradycyjnym wpływom żydowskim, litewskim czy niemieckim.

Dzyndzałki, chrzanówka lanckorońska, ciszki, buchty – to nazwy niektórych regionalnych potraw tradycyjnie polskich. Brzmią dość egzotycznie, prawda? A warto ich spróbować podczas podróży czy wakacji spędzanych w kraju. Szczególnie polecamy ciszki w towarzystwie smażonej sielawy – szukajcie ich na Kaszubach!

Styl kulinarny

Bigos, smalec, kaszanka, czernina, barszcz, tatar, flaczki. Można wymieniać i wymieniać, ale niewielu wie, że tradycyjna polska kuchnia stała głównie rybami i dziczyzną. Karasie w mleku, karp w dziesiątkach odsłon, króliki i bażanty kiedyś gościły na naszych stołach jako tradycyjne dania główne i nie były to zawsze pańskie stoły. Oczywiście, kuchnia wiejska, biedniejsza, opierała się na kaszach, chlebie i mące okraszanych tłuszczem, ale w historii naszych kulinariów naprawdę nie brakuje polotu. Taki pasztet z zająca, ze słoniną, wątrobą, goździkami, jałowcem i imbirem – kiedyś przyrządzany na święta wielkanocne, dziś z powodzeniem mógłby zagościć na naszym, choćby niedzielnym stole. Ale chyba jednym z najciekawszych odkryć kulinarnych, z jakim można się spotkać, czytając dawne książki kucharskie, jest fakt, że nasza tradycyjna kuchnia w lwiej części jest kuchnią… jarską. Nasza słynna miłość do mięsiwa wcale nie była tak powszechna w dawniejszych czasach. Przekonanie o tym, że polska kuchnia mięsem stoi, wynika głownie z faktu, iż najwięcej przepisów kulinarnych dotyczy potraw przyrządzanych z okazji świąt – wtedy owszem, wykładano na stoły mięsa, ale na co dzień Polacy wybierali ryby, warzywa, kasze czy lżejsze zupy.  Dziś do łask wracają zapomniane warzywa: topinambur (czyli bulwa słonecznika bulwiastego, którego powszechnie można spotkać na nieużytkach), salsefia, wężymord (innymi słowy: skorzonera) czy  pasternak. Dostaniemy je w marketach, na bazarkach, giełdach. Jarmuż już na stałe zagościł na naszych stołach a z brukselki, buraka czy brukwi wykwintne restauracje podają chipsy, puder czy puszyste puree. Warto wracać do dawnych przepisów i wykorzystywać warzywa i owoce rosnące w Polsce.  Często okazuje się, że potrawy, których nie posądzalibyśmy o polskie korzenie, były przyrządzane w naszym kraju już wieki temu. Są to na przykład ślimaki czy karczochy.

Na koniec warto wspomnieć o jednym z najsłynniejszych polskich deserów – pączku. Wymienione już w pierwszej polskiej książce kucharskiej, „Compendium ferculorum” z 1682 roku pod nazwą „pierożków smażonych” przyrządzane były podobnie, co dziś. Smażone w głębokim tłuszczu drożdżowe kuleczki nadziewano często owocami (gruszki, jabłka, śliwki) a także konfiturą (oczywiście różaną), ale i… makiem. Znając naszą słabość do makowców, połączenie pączka z makiem może mieć sens, prawda? Może warto wypróbować?

Ciekawostka

Szynka w dawnych czasach wcale nie była synonimem delikatesowej wędliny. Nazywana „szołdrą”, kojarzona była z jedzeniem wiejskiej społeczności protestanckiej, zamieszkującej polskie tereny. Polski szlachcic zdecydowanie chętniej sięgał po szlachetniejsze gatunki mięs, niż świnia. Były to głownie cielęcina, wołowina oraz dzikie ptactwo.